Na razie tylko cztery powody, dla których w tym roku musisz założyć ogród warzywny. Po prostu musisz!

Zaczynam cykl, w którym dość szczegółowo opiszę jak założyć ogród w stylu Back to Eden. Zanim przystąpi się do jakiegokolwiek działania, warto zadać sobie pytanie: dlaczego? A przynajmniej: po co? Poniżej moja odpowiedź na te rozterki.

Początkowo chciałem zamknąć temat za jednym zamachem, ale okazuje się że powodów jest dużo więcej, niż się spodziewałem. Żeby Czytelnika nie przekonywać przez długie godziny dzielę całość na części.

Marchew jadalna?

Ostatnio w sklepie zauważyłem warzywo, które było określone jako jadalne. Należałoby uznać, że wszystkie pozostałe warzywa takie nie są. Prawda jest inna – ta marchew też nie jest jadalna. Dlaczego? Bo pochodzi z gospodarstwa, a raczej przedsiębiorstwa rolnego, które cały czas wysysa z gleby składniki odżywcze, dając od siebie tylko nawóz NPK. To tak, jakby człowieka karmić tylko frytkami, mlekiem i hamburgerami. Nawóz ten ma jedno zadanie: sprawić, że marchew wygląda na jadalną. Tego, czego brakuje marchwi, będzie brakować też wszystkim, którzy dadzą się nabrać na jej jadalność. Poza tym tak odżywiona marchewka nie ma siły bronić się przed chorobami i innym paskudztwem, więc podaje się jej tonę innej chemii, którą też zjadamy.

Co chcę przez to powiedzieć? Sytuacja z żywnością „sklepową”, czyli produkowaną na dużą skalę, jest tragiczna. Będzie jeszcze gorsza wraz z wprowadzaniem GMO. Aha, jeśli w markecie znajdziesz marchewkę opatrzoną napisem „eko” albo „bio” tudzież „gluten free”, to też nie znaczy, że jest jadalna. Może mniej trująca.

Czas wziąć sprawy w swoje ręce i wrócić do korzeni. Jadalnych.

Składnik wspólny każdej diety

Sam się sobie dziwię, ale w życiu przeczytałem już chyba z pięć książek o tematyce dietetyczno-żywnościowej (coś tam św. Hildegardy, „Jaglany Detoks”, „Alkalize or die”, „Omnivore’s dilemma” oraz „Botany of desire” – wszystkie w przyszłości zrecenzuję). Ich wspólny mianownik jest mniej-więcej taki: powinniśmy jeść mniej mąki, a więcej warzyw, najlepiej bez chemii, świeżych i surowych. Takie warzywa są dostępne tylko w małym, rodzinnym ogrodzie. Mając taki towar pod nosem nie będziesz tracić czasu ani pieniędzy na wyjazd do marketu po rzeczy, które znani dietetycy zgodnie wykluczają.

Na wypadek koronawirusa

Klara powiedziała mi, że ludzie robią zapasy w związku z planowaną przez media epidemią. Zerknąłem do naszej spiżarni – na miesiąc wystarczy. A za miesiąc już powinniśmy mieć w ogródku na tyle rzodkiewki, sałaty i innych nowalijek, że przetrwamy. W odwodzie pozostają jeszcze ewentualne rosoły i pieczenie, które aktualnie niczego nieświadome wesoło pogdakują i pokwakują za oknem. Obudź swojego wewnętrznego preppersa i przygotuj się na… najlepsze 

Bo masz za mało miejsca, czyli przypadek buraczków

Ha, jak ktoś ma dużo terenu, to może przynajmniej pomarzyć o wyżywieniu rodziny z własnego ogródka. Przynajmniej tak w 80% zapotrzebowania – śledzie słabo rosną w ogrodzie nawet zrębkowanym. Ale większość ludzkości ma ograniczoną przestrzeń na uprawy. Jeśli do tej większości należysz, to mam dobrą wiadomość – z moich badań we własnym ogródku wynika, że na tej samej powierzchni metodą Back to Eden można osiągnąć ok. 1500% (sic!) większy plon przy mniejszym nakładzie pracy w porównaniu do tradycyjnych metod.

Zamiast tysiąca słów kilka zdań i poniższe obrazki. Posiałem buraczki tradycyjnie gdzieś w kwietniu, w pięciu rzędach po ok 10 metrów. Potem obejrzałem film Back to Eden, przywiozłem zrębki i w czerwcu posiałem w nich jeden rządek, zaledwie 4 metry. Poza okazjonalnym podlewaniem nie wykonywałem żadnych zabiegów w stylu plewienia czy przerywania. Obydwa zdjęcia zrobiłem 21 lipca, czyli odpowiednio po 3,5 i 1,5 miesiąca po zasiewie. Ostatnie buraczki ze zrębków wyciągnąłem na Boże Narodzenie. I to przy pięciu, może niezbyt pokaźnych, ale jednak konsumentach, w tym żonie, która przepada za kwasem z buraków!

Wiadomo, różne rzeczy mają wpływ na cykl rozwojowy buraka, ale moje wątpliwości zostały rozwiane i w tym roku już mam w ogrodzie tylko zrębki. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo zasypię zrębkami podłogę w kuchni.

Kwietniowe buraczki posiane tradycyjnie. To wysokie to koper, to niżej to chwasty, a pomiędzy może 30 buraczków. 

A to są buraczki posiane w czerwcu, czyli dużo za późno, w zrębkach.

Tutaj to co powyżej, ale na tym samym zdjęciu – żeby można było porównać. Prawdziwe buraki w lewym górnym rogu.

Pan z burakiem (burak to ten czerwony)

CDN

Nowe artykuły na Twój email:

Podobało Ci się? Zostań Patronem!

Jeśli tekst Ci się spodobał i w ogóle chcesz żebym dalej tłumaczył, pisał a może i kręcił filmy, to możesz się do tego przyczynić zostając Patronem tego bloga! Przygotowałem bonusy dla wspierających, ale główny bonus to fakt, że ogrodnictwo ekologiczne i ja osobiście będziemy Ci baaardzo wdzięczni.

Dodaj komentarz